Ładuje stronę

BADABING KLUB GO GO - Wojska Polskiego 11, 70-470 Szczecin

ROK SZKOLNY BEZ BÓLU I ŁEZ, CZĘŚĆ 2: NIE, KONKRETY I MY

DALEJ UJARZMIAMY ROK SZKOLNY NA POCZĄTKU ROKU SZKOLNEGO

Pierwszy weekend po rozpoczęciu roku szkolnego to dobry moment, by nastawić się na to, co czeka nas aż do czerwca, a także na to, by wrócić do tematu postępowania ułatwiającego przeżycie tego okresu w sposób mniej stresujący i przyjaźniejszy dla dziecka (oraz dla rodzica). Poniżej zatem trzy kolejne podpowiedzi. Jeśli macie ochotę porozmawiać o nich albo o czymkolwiek innym związanym z edukacją Waszego dziecka, pamiętajcie – dziś i jutro jesteśmy w hali Azoty Arena na Targach „DZIECKO Mama Tata” od 10.00 do 18.00!

Nie mów „nie rób czegoś”, gdy chcesz, by dziecko czegoś nie robiło

W pewnym eksperymencie uczestnikom kazano nie myśleć o białym słoniu. W efekcie biedni ludzie nie mogli odgonić się od wizji całego stada białych słoni.

Mózg jest bardzo perfidnym i nieco buntowniczym stworzeniem. Nie cierpi na przykład słowa „nie”. Jeśli powiesz mózgowi: „nie rób tego”, on, jak na buntownika przystało, usłyszy tylko to, co jest po „nie”. Czyli zamiast „Nie jedz trzech czekolad dziennie” usłyszy „Jedz trzech czekolad dziennie”. Pal diabli gramatykę, właśnie dostał pozwolenie, by pożerać czekoladę w ilościach nielimitowanych, hura!

Dlatego właśnie różnorodne postanowienia (nie tylko noworoczne), które zaczynają się od zaprzeczenia, zwykle nie wychodzą. Jeśli nasza lista składa się z punktów: „Nie będę palić”, „Nie będę jeść słodyczy”, „Nie będę siedzieć cały wieczór przed telewizorem z paczką chipsów”, to mózg... już się domyślacie? Tak, mózg cieszy się tę codzienną imprezę, którą mu właśnie obiecujemy.

Tak sobie przewrotnie działa mózg, i młody, i dorosły. Dlatego najlepszym sposobem, by pozbyć się złych nawyków (nie tylko dzieci), jest zmiana polecenia z „nie” na polecenie z „tak”. Polecenie z „tak” powinno być wskazaniem nowego, lepszego postępowania, na którym nam zależy, zamiast utrwalaniem w pamięci postępowania niewłaściwego, które staramy się usunąć. Dziecko zostawia odrabianie zadań domowych na ostatnią chwilę? Zamieńmy „Nie zostawiaj lekcji na ostatnią chwilę” na coś w rodzaju „Gdy wrócisz ze szkoły do domu i zjesz obiad, zrób zadania z ćwiczeń”. Dziecko brzydko pisze w zeszycie? Przerabiamy „Nie pisz tak szybko i niewyraźnie” na „Pisz w zeszycie powoli i wyraźnie, bo w ten sposób i ty, i pani będziecie się mogli rozczytać”. Dziecko wykonało działanie matematyczne tak, że i największy malarz abstrakcjonista nie wiedziałby, co właściwie widzi? Wyrzucamy za okno uwagę „Nie możesz najpierw odejmować, potem dodawać podzielone, a potem wyrzucać wszystko z nawiasów na podłogę” i sięgamy po podpowiedź w rodzaju „Najpierw zróbmy to, co w nawiasach, potem pomnożymy, a potem dodamy to, co czeka z boku”.

(Oczywiście oznacza to, że tytuł tego fragmentu powinnam zapisać tak: „Mów »zrób coś «, gdy chcesz, by dziecko coś zrobiło”. Ale efekt stylistyczny nie byłby już ten sam...)

Konkret mile(j) widziany

Dziecko lubi konkretne przekazy i konkretne polecenia – wtedy łatwiej mu zrozumieć, czego chcemy. (W gruncie rzeczy ta uwaga dotyczy nie tylko dzieci, lecz przecież na dzieciach się skupiamy). Wobec tego dla jego wygody, naszego spokoju i obopólnego zrozumienia mówmy mu bardzo dokładnie, o co nam chodzi.

Niech odrobienie zadań domowych będzie nawet szczegółowym wyliczeniem „Zrób ćwiczenia z matematyki, rysunek na przyrodę, przeczytaj czytankę i zaznacz rzeczowniki, naucz się na pamięć słówek z historyjki z angielskiego”; posprzątanie pokoju – schowaniem klocków do pudełka, ułożeniem lalek i książek na półce oraz posłaniem łóżka; a grzeczne zachowywanie się w szkole – słuchaniem pani podczas lekcji, rozmawianiem z kolegą i koleżanką tylko na przerwie (kto pamięta poprzedni podpunkt, na pewno wie, dlaczego nie napisałam „nierozmawianiem na lekcjach”) i pożyczaniem czyichś kredek dopiero po zapytaniu, czy wolno.

Wydaje się, że w ten sposób będziemy musieli o wiele więcej mówić? To tylko pozory. Wypowiedziane raz polecenie pełne konkretów i tak jest krótsze od polecenia ogólnego, które trzeba powtarzać dwadzieścia razy (dalej z mizernym skutkiem). Mówmy więc do dziecka konkretami, a ułatwimy mu naukę – i kontakt z nami.

Magiczne słówko „my” (i antymagiczne słówko „musisz”)

Wielu ludzi nie lubi nakazów i komunikatów w rodzaju „zrób to, masz zrobić tamto”. Wśród tych ludzi są też dzieci. Niektórzy (również dzieci) na wypowiedzi o charakterze poleceniowo-nakazującym reagują tylko brakiem entuzjazmu; niektórzy (również dzieci) irytują się lub zniechęcają; a niektórzy (również dzieci) dostają wtedy szału. Nie, nie dlatego, że muszą coś zrobić – często sami wiedzą, że muszą. Reagują tak, bo ktoś im mówi, że muszą.

Takie reakcje można rozbroić na dwa sposoby – najlepiej w połączeniu. Pierwszą częścią jest przerobienie formy drugiej osoby liczby pojedynczej („ty musisz zrobić to”) na pierwszą liczby mnogiej („my musimy zrobić to”). W praktyce niczego to nie zmienia – nadal ta druga osoba jest obciążona swoim obowiązkiem, my niczego nie bierzemy na siebie i nie robimy za nią. Dziecko wciąż samo mierzy się z zadaniem z matematyki, wypracowaniem z polskiego, słówkami z angielskiego. Jednak jakoś łatwiej i raźniej stawiać temu czoła, gdy za plecami czuje się wspierające (i pozornie odciążające) „my”. Miło pomyśleć, że własna mama bierze udział w męce mnożenia i dzielenia, a własny tata w zapamiętywaniu nazw zwierząt po angielsku.

Druga część to wyrzucenie za drzwi słówka „musisz” i zastąpienie go innymi sformułowaniami (które również mogą przybierać formę trybu rozkazującego, lecz wolne są od nieszczęsnego „muszenia”). Zamiast więc „musisz dodać” – „dodajmy”; zamiast „musisz tu wpisać” – „wpiszmy tutaj”; zamiast „musisz odrobić te lekcje” – „odróbmy lekcje” albo „odrobimy lekcje”. Muszenie zostaje zastąpione wyraźnym wskazaniem kierunku, decyzją przystąpienia do pracy albo wrażeniem, że już się w zasadzie zaczęło działać. Bo co właściwie stwarza słowo „musisz”? Ot, mało przyjemną pogodową prognozę przyszłości. A „róbmy/zrobimy”? To już wyraźna decyzja, pokazanie czynności, włączenie w nią. I jednocześnie forma propozycji, składana wraz z obietnicą współuczestniczenia („my”!).

To, oczywiście, nie koniec – pozostało nam jeszcze kilka rzeczy, którymi chcemy się z Wami podzielić. Zrobimy to jednak następnym razem, bo w tej chwili mamy ręce pełne roboty na Targach. Jeśli nie chcecie czekać aż do kolejnego postu (albo chce się po prostu spotkać i czegoś więcej o nas dowiedzieć), zapraszamy na stoisko numer 10, do EDU. Jesteśmy w Azotach na Targach „DZIECKO Mama Tata” przez cały weekend i czekamy na Was!